piątek, 13 września 2013

Pies o niejadalnym kolorze - część 3

Od dwóch dni całymi dniami leżałam na kanapie i przeglądałam zdjęcia Inglota w ultrabooku. Oczywiście musieli wywieszać wszędzie te ogłoszenia i ktoś się musiał zgłosić. Po tygodniu się dopiero zgłosili, na pewno go nie kochali tak jak ja. Gdyby im na tym psie zależało, to jeszcze tego samego dnia pukaliby do każdego domu w mieście i pytali „czy może państwo nie widzieli labradora o niejadalnym kolorze?”, no ale nie pytali, a teraz go zabrali…
– Amanda… – zabrzmiał głos mojego męża, wejrzałam się na niego i tyle wystarczyło. – Nadal opłakujesz tego psa, czyli nie ma śniadania.

– Mam problemy wrażliwego rzędu, a nie takie trywialne jak…
– Wystarczy, rozumiem. Konrad! Ola! Które z nas dziś robi kanapki?
– Dziś mamy kolej – usłyszałam Aleksandrę.
– Właśnie! – zawtórował jej Konrad.
– Jesteście straszni, czy wy naprawdę nie potraficie zrozumieć moich uczuć? – zapytałam i usiadłam na kanapie, na której jeszcze przed chwilą leżałam.
– W seksie w wielkim mieście jedna z bohaterek mówiła, że żałoba po związku trwa mniej więcej połowę związku – wymądrzała się Ola i zagryzała jabłko.
– Czyli powinnaś cierpieć jakieś od trzech do pięciu dni – wyliczył mój syn. – Tato co z tymi kanapkami?
– Kochanie, co z tymi kanapkami?
– Dam wam wszystkim na drugie śniadanie. – Wstałam z miejsca i udałam się po portfel do mojej torebki.
– A ja?
– Tobie też dam na drugie śniadanie. Boże. – Wyjmowałam z tego portfela po dychę, oczywiście dzieciaki od razu schowały pieniądze do kieszeni najszybciej jak się tylko dało, zanim się rozmyślę. Kiedy Darek wyciągnął dłoń w moim kierunku poczułam się dziwnie.
– Jesteś niemożliwy, jeszcze ten cyniczny uśmiech. Nie mam całej dychy, dostaniesz dwie piątki.
– Dziękuje kochanie. To skoro już wszyscy odebraliśmy kieszonkowe, to co teraz? – zapytał patrząc mi w oczy.
– Teraz to poprawie ci krawat. – Sięgnęłam dłonią do tego czarnego satynowego ustrojstwa, z czerwoną prążką przechodzącą niemal przez sam środek w pionie.
– Ja miałbym pytanie.
– Tak Konradku? – zapytałam.
– Mamy już pieniądze na drugie śniadanie, czyli nie trzeba nam robić kanapek do szkoły, a tacie do pracy. Jednak niezmiernie nurtuje mnie sprawa pierwszego śniadania.
– Młody ma racje. Mogłabyś nam podać chociaż jogurt z musli – poparła Konrada Ola.
– Ja to bym jednak wolał kanapkę – wtrącił się Darek, ale wystarczyło, że zmierzyłam go wzrokiem i zamilkł.
– Macie dychę, kanapki w sklepie osiedlowym i w sklepiku kosztują dwa pięćdziesiąt. Stać was więc na cztery. Dwie zjecie w samochodzie, dwie w szkole, do obiadu wam starczy.
– No a co będzie na obiad? – zapytał Konrad.
– Ale czemu ty mnie pytasz? Przecież dzisiaj…
– Ja gotowałam za ciebie wczoraj – od razu powiedziała Ola.
– Ja za ciebie robiłem kolacje przedwczoraj. W zamian wzięłaś dzisiejszy obiad, który ja miałem robić – powiedział Darek.
– No i wzięłaś też kolacje, którą ja miałam robić.
– I jutro śniadanie za mnie – dołączył się do nich Konrad.
– Ale czy wy…
– Nie kochanie, nie potrafimy zrozumieć. Twoja żałoba, wrażliwość, przywiązanie do tego stworzenia, które od początku nie było nasze nie zwalnia cię z obowiązku bycia żoną i matką.
– Przyznaje mu racje. My się wywiązujemy z umowy, stosujemy do grafiku, który sama nabazgrałaś i wydrukowałaś każdemu, tak więc rób to samo.
– To dowiem cię co w końcu będzie na ten obiad czy nie?
– Nie! – odburknęłam. – Spóźnicie się do szkoły. Ty się spóźnisz do pracy.
– Mogę się spóźnić. Ola, może odwiozłabyś quadem Konrada do szkoły, a ja sobie chwilę przedyskutuję z mamą sam na sam.
– A sprawisz, że będzie obiad? Jeśli tak to chętnie.
– Po co mają wyjść? – zapytałam.
– Ty wiesz najlepiej.
– Spóźnisz się.
– Trudno.
– Może lepiej by było jakbyś dotarł do pracy na czas.
– A będzie obiad?
– Będzie, zadowoleni? – zapytałam.
– A co na niego będzie? – dopytywał mój syn.
– Nie wiem…
– Byle nie pizza zamówiona na telefon – rzucił sarkastycznie mój mąż.
– Nie, no wy jesteście jak takie piranie. Zapiekankę zrobię, zadowoleni?
– Jeśli będzie miała dużo parmezanu, to jak najbardziej – powiedziała Ola. – Chodź Konrad, idziemy do szkoły.
– Odwiozę was – powiedział Darek do już zamykających się drzwi. – To do zobaczenia po południu, kochanie.
Chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę w drugą stronę. Musnął więc w policzek.
– Twój foch nie robi na mnie żadnego wrażenia.
– Twoje groźby na mnie także nie robią żadnego wrażenia.
– Zapewne nie, dlatego już dawno zaprzestałem ci grozić. – Odsłonił w uśmiechu rząd równych białych zębów. Te zębiska to jak u lwa teraz były, albo jakiegoś wilka.
– A to wcześniej, to co to było.

– Siła perswazji. Termin zimnej wojny, także nie jest ci obcy. Lecę, bo jak słusznie zauważyłaś lepiej bym się nie spóźnił. 

4 komentarze:

  1. Biedna Amanda zabrali jej psa.Możeby jej tak Darek zafundował innego mógłby przygranąć np. jakiegoś ze schroniska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednego żywego stworzenia, nie da się zastąpić innym żywym stworzeniem.

      Usuń
  2. może i faktycznie nie da się zastąpić jednego zwierzaka drugim,ale i tak powinni mieć jakieś zwierzęta w domu. Byłoby wtedy wesoło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog . Jest na niego świetny pomysł . Szkoda mi Amandy bo pokochała tego psa , Darek powinien to zrozumieć ... Liczę na to że jednak będzie kontynuacja tego bloga :) Nadia .

    OdpowiedzUsuń