piątek, 13 września 2013

Pies o niejadalnym kolorze - część 3

Od dwóch dni całymi dniami leżałam na kanapie i przeglądałam zdjęcia Inglota w ultrabooku. Oczywiście musieli wywieszać wszędzie te ogłoszenia i ktoś się musiał zgłosić. Po tygodniu się dopiero zgłosili, na pewno go nie kochali tak jak ja. Gdyby im na tym psie zależało, to jeszcze tego samego dnia pukaliby do każdego domu w mieście i pytali „czy może państwo nie widzieli labradora o niejadalnym kolorze?”, no ale nie pytali, a teraz go zabrali…
– Amanda… – zabrzmiał głos mojego męża, wejrzałam się na niego i tyle wystarczyło. – Nadal opłakujesz tego psa, czyli nie ma śniadania.

czwartek, 12 września 2013

Pies o niejadalnym kolorze - część 2

Było już grubo po objedzie. Nawykłam już do obecności tego kochanego psiaka w naszym domu. Teraz cała nasza piątka, w jeśliby policzyć i nienarodzonego jeszcze Amadeusza, to szóstka siedziała w kuchni. Darek przygotował kolacje. Mieliśmy taki podział obowiązków. Ja obiady, a on śniadania i kolacje.
– Sałatki, ktoś chce? – zapytał.
– Ja bym zjadł, ale gdybyś nie bazował na pomidorach. – Byłam pod wrażeniem, że Konrad użył wyrazu „bazował”. Nie przejęłam się jednak tym. Wzięłam nałożyłam sobie szyneczki na kanapeczkę i się nią zajadałam. Oczywiście Inglotowi też rzuciłam szynkę, cały taki duży plasterek.

Pies o niejadalnym kolorze - część 1

Dzień jak każdy inny. Od momentu przymusowego urlopu zajmowałam się głównie chodzeniem po sklepach i przygotowywaniem wyprawki dla swojego kolejnego niechcianego dziecka. Kiedyś śmiałam się z ludzi łapiących wpadkę, drwiłam z tych co wpadali po raz drugi. Co mam więc zrobić? Wyśmiać siebie, że kolekcjonuje te wpadki?
– Konrad, co ty znowu robisz? – zapytałam swojego dziewięcioletniego syna.
– Sprawdzam, czy zawiera wszystkie z możliwych atestów bezpieczeństwa, a co? – Spojrzał na mnie, odgarnął brązowy włos z oczu i wyczekiwał.