Było już grubo po objedzie. Nawykłam już do obecności tego
kochanego psiaka w naszym domu. Teraz cała nasza piątka, w jeśliby policzyć i
nienarodzonego jeszcze Amadeusza, to szóstka siedziała w kuchni. Darek
przygotował kolacje. Mieliśmy taki podział obowiązków. Ja obiady, a on
śniadania i kolacje.
– Sałatki, ktoś chce? – zapytał.
– Ja bym zjadł, ale gdybyś nie bazował na pomidorach. –
Byłam pod wrażeniem, że Konrad użył wyrazu „bazował”. Nie przejęłam się jednak tym.
Wzięłam nałożyłam sobie szyneczki na kanapeczkę i się nią zajadałam. Oczywiście
Inglotowi też rzuciłam szynkę, cały taki duży plasterek.
– Nie, to nie. Lekcje chociaż odrobione? – zapytał się mój
mąż.
– Już dawno – odpowiedział Konrad.
– A ty? – zwrócił się Darek do Oli.
– A co cię to obchodzi? Moim ojcem nie jesteś. – Ja nie
potrafiłam zrozumieć, dlaczego ona nawet nie stara się z nim dojść do
porozumienia, nawet nie próbuje.
– Ola, on tylko pytał.
– To niech się mnie nie pyta – odrzekła z cwaniackim
uśmieszkiem na ustach. Darek w tym czasie patrzył na mnie wyczekująco, jakby
wymagał bym coś zrobiła, a co ja miałam zrobić do cholery?
– W takim razie ja pytam. Odrobiłaś lekcje?
– Pytasz, bo on się zapytał, zawsze robisz jak on chce.
– Pytam, bo…
– Bo Darek tak chce – wtrąciła się i dokończyła za mnie,
choć nie po mojemu.
– Odejdź od stołu – zażądałam.
– Jak sobie wielmożna pani Przybylska życzy – rzekła,
upuściła swoją kanapkę na talerz, zamrugała bezczelnie oczami, uśmiechnęła się
i wyszła.
– Ciekaw jestem czy to Aleksa wychowanie czy twoje.
– Możesz nie krytykować, bo w większej mierze też twoje.
Zamieszkaliśmy z tobą gdy miała pięć lat.
– Czyli to moja wina? – zapytał Darek.
– Bo się jej boisz.
– Co? Sugerujesz, że boje się czternastoletniego dziecka?
– Tak, Darek, ty się jej boisz bo nie jesteś jej ojcem.
– Mam ci udowodnić, że jest inaczej? Tylko abyś potem mnie
nie powstrzymywała. – Tym razem się uniósł, wręcz podniósł głos.
– Nie kłóćcie się! – krzyknął Konrad.
– Nie kłócimy się, zobacz jak Inglot ładnie żuje – rzekłam
uspokajająco do syna i wszyscy zerknęli na psa, który mocował się z butem
mojego męża.
– To moja najlepsza para.
– To znaczy, że ma naprawdę dobry gust.
– Może lepiej mu to zabrać, bo jeszcze może mu zaszkodzić –
zaproponował Konrad.
– Zabierzcie mu to, bo one pól tysiąca kosztowały. –
Usłyszałam śmiech Oli dobiegający z salonu.
– Za karę tym z nim wyjdziesz! – Krzyknął do niej Darek.
– Ja, dlaczego ja? Ja się tylko ucieszyłam, że to nie mojego
buta zeżarł.
– Za ten skrajny egocentryzm – odciął się jej Darek.
– Mamo, a ty i Ola to dzielicie ten egocentryzm na pół, czy
każda ma swój? – zapytał Konrad.
– Mamusia ma swój – odpowiedział mu Darek.
– Ja nie muszę z nim wychodzić bo to ty go wpuściłeś –
wykłócała się Ola.
– Ale za tobą przylazł.
– Przestańcie, ja z nim wyjdę. Mnie się słucha – rzekłam
pewnie.
– Bo ma wyostrzony instynkt samozachowawczy – stwierdził
Konrad.
– A może mnie po prostu kocha, bo i moich butów nie zjada.
– Jeśli niezjadanie obuwia uważasz za przejaw uczuć, to idąc
tym tropem kocha cię cała ludzkość – powiedział Darek siląc się na spokojny ton
po tej ostrzejszej wymianie zdań z moją córką. Słodkie było w nim to, że zawsze
chciał rozładować atmosferę, dlatego postanowiłam mu w tym pomóc.
– Cóż począć, tak mój urok. – wreszcie się wszyscy zaśmiali,
trudno, że ze mnie. Pogłaskałam Inglota po łebku i nagle coś przyszło mi na
myśl. Bartek w tym czasie odszedł już od stołu – To jest niesprawiedliwe wiesz?
– Ale co? – zapytał się sądząc, że do niego mówiłam.
– Nie, nic. Mówię do twojego ojca.
– Co jest niesprawiedliwe kochanie?
– Że te beżowe labradory są biszkoptowe, te brązowe czekoladowe,
a czarne po prostu czarne.
– Jakoś nie bardzo rozumiem te spożywcze analogie.
– Ja tam wolę gdy coś jest waniliowe, a nie żółtawe.
– Nie chcę być upierdliwy, ale zasadniczo wanilia chyba jest
czarna – Darek wymądrzał się jak zwykle. Teraz już byłam pewna, że Konrad to ma
po ojcu. – A biszkopty jak są beżowe to są niedopieczone.
– Pewnie ci jest smutno, że jesteś w takim niejadalnym
kolorze, co? – zapytałam się Inglota. – Nie martw się, od dzisiaj będziesz
lukrecjowy.
– To też niejadalne.
– Jak to nie, takie żelki były.
– Tata ma racje, one są niejadalne – wtrącił się Konrad,
który właśnie skończył opukiwać swój talerz i wkładał go do zmywarki.
– Ja to myślę, że problem to będzie dopiero jak się nikt po
niego nie zgłosi, po rozwieszeniu tych ulotek – uznał Darek.
– Ale dlaczego? – zapytałam. – Ja go mogę karmić.
– Tu nie tylko o karmienie chodzi, ale pies to obowiązek, to
tak jakbyśmy mieli kolejne dziecko.
– Nie rozwieszajmy tych ogłoszeń, ja go chcę zatrzymać –
zaoponowałam.
– Nie ma mowy, lepiej by ktoś odpowiedział na ogłoszenia, bo
jak nie to szkoda byłoby go do schroniska oddać.
– Ale…
– No właśnie Amanda nie ma ale, ty nawet nie lubisz
zwierząt.
– Jego jakoś lubię. W ogóle to będę grzeczna, będę idealną
żoną, zrobię co karzesz…
– Przez godzinę czy dwie licząc od mojej zgody? – zapytał i
wbił we mnie te czarne ślepia.
– Pies zostaje, postanowiłam.
– Jeśli się ikt po niego nie zgłosi. Będę żył nadzieją, że
te ogłoszenia coś dają, choćbym musiał bilbord wykupić.
– Tato, a stać nas na bilbordy w mieście? – zapytał Konrad,
który sprzątał ze stołu, choć my jeszcze nie zakończyliśmy jeść.
– To wydatek niższego rzędu niż jakby miał mi zeżreć wszystkie
buty.
Tak się zastanawiam, ile Amanda ma teraz lat?
OdpowiedzUsuńAmanda i pies? Jeszcze w dodatku chce żeby został w domu, nieprawdopodobne. :)Ma szczęście, że chociaż jej butów nie gryzie. W ogóle moim marzeniem jest mieć czarnego labradora, ale nigdy jeszcze nie pomyślałam o tym, że czarny to niejadalny kolor :) Czy dalej będzie opisane dlaczego Ola tak nie lubi Darka i co się stało z Aleksem? Bardzo mnie to zaciekawiło.
Amanda ma 36 lat :)
UsuńDarek ma 46 lat, bo ja go młodszego zrobiłam, bo tak mi pasowało :)
Ola 14
Konrad 9
a Amadeusz -2 miesiące (czyli za dwa się pojawi).
Śmieszne jest to kiedy porównuje psa do jedzenia. Bardzo ciekawe opowiadanie. :)
OdpowiedzUsuń