Od dwóch dni całymi dniami leżałam na kanapie i przeglądałam
zdjęcia Inglota w ultrabooku. Oczywiście musieli wywieszać wszędzie te
ogłoszenia i ktoś się musiał zgłosić. Po tygodniu się dopiero zgłosili, na
pewno go nie kochali tak jak ja. Gdyby im na tym psie zależało, to jeszcze tego
samego dnia pukaliby do każdego domu w mieście i pytali „czy może państwo nie
widzieli labradora o niejadalnym kolorze?”, no ale nie pytali, a teraz go
zabrali…
– Amanda… – zabrzmiał głos mojego męża, wejrzałam się na
niego i tyle wystarczyło. – Nadal opłakujesz tego psa, czyli nie ma śniadania.